Wróć do listy

Wakacje z Enką czyli test używanej przyczepy Niewiadów N126N


Od dziecka spędzałam dużo czasu w przyczepach kempingowych. Jako dorosła kobieta testuję duże i nowoczesne modele. Ostatnio poproszono nas o stworzenie serii materiałów, w których sprawdzimy przyczepy używane. Postanowiłam wrócić do korzeni i przekonać się jak 4-osobowa rodzina może spędzić tydzień urlopu w małej, polskiej, kultowej przyczepie z Niewiadowa.

Popularność w naszym kraju przyczep z Niewiadowa jest oczywista. Produkowane są z laminatu od 1973 i wiele rodzin właśnie od nich zaczynało swoją przygodę z karawaningiem. Używaną N-126N z 1991 wypożyczyliśmy z rodzinnej firmy „Przyczepy kempingowe Zgierz”. Model "N" zwany popularnie "Enką” po raz pierwszy został wyprodukowany w styczniu w 1986 roku. Jest trochę większy od kultowej "Zapiekanki N-126" ale design wnętrza pozostał w podobnym klimacie - minimalistyczny PRL.

 

 

 

 

 

 

 

 

Przyznaję, że uwielbiam niemal wszystko co „vintage”, standardowy wystrój naszego wehikułu raczej nie powalił mnie na kolana, dlatego z wielką radością zabrałam się za zabiegi upiększające naszą Enkę. Zabrałam z domu niemal wszystkie dodatki i gadżety jakie miałam aby dodać odrobinę koloru, ciepła i romantyzmu  naszemu minimalistycznemu mieszkanku na te kilka dni. Nasza Enka przeznaczona była dla 3 osób. My spokojnie zmieściliśmy  się w niej z dwójką dzieci, które spały ze mną na dużym łóżku. „Chłop” musiał tym razem wylądować na tapczaniku, który powstaje po uprzednim złożeniu stolika po lewej stronie od wejścia. Przyznam, że takie rozwiązanie pozwoliło nam wysypiać się komfortowo, jednak gdybyśmy mieli kupić taką przyczepę dla siebie (co od jakiegoś czasu chodzi nam po głowie, a ten test tylko utwierdził nas w tych zamiarach) to kwestię spania trzeba by było w naszym przypadku rozwiązać nieco inaczej. Pomysł i patent już jest.

 

 

 

 

 

Jeśli chodzi o wystrój wnętrza to klimat rodem z PRL-u nam nie straszny. Znając siebie i swoje zamiłowanie do aranżowania przestrzeni wokół nas, będę pewnie zmieniała wszystko co wyjazd, a przynajmniej co sezon.

 

Doskonałym rozwiązanie powiększającym ciasnawą  przestrzeń jest przedsionek. My mieliśmy to szczęście, że mieliśmy w zestawie oryginalny, z tego samego rocznika co nasza Enka. Przedsionek był w świetnym stanie, poza tym, że w dwóch miejscach „kieszonki” na rurki były naderwane. Trudno się nie dziwić, przedsionek miał w końcu 28 lat. Fakt ten sprawił, że jednej nocy nie mogliśmy pójść spać przed ustąpieniem burzy bo trzeba było kijem od szczotki wylewać co 3 minuty wodę, która gromadziła nam się na dachu przedsionka. Baliśmy się, że jak pójdziemy spać, to cała konstrukcja runie od ciężaru wody. Na szczęście burzowa noc była bardzo ciepła, dzięki temu spędziliśmy cudowny wieczór przy świecach, pod niebiesko – czerwoną plandeką,  z winkiem i kijem od szczotki w dłoni. Takich chwil nie da się zaplanować.

Przedsionek służył nam za kuchnię i jadalnię, dzięki niemu nie musieliśmy używać aneksu w środku przyczepy, co dało nam przestrzeń do ustawienia wszystkich niezbędnych gadżetów przywiezionych z domu do aranżacji wnętrza w stylu eklektyczno – romantyczno - honey moon’owym.

Jako holownik posłużyła nam sprawdzona "ruda" Navara, chcieliśmy mieć bezpośrednie porównanie do innych holowanych wcześniej przyczep.  Wyposażeni w dodatkowe lusterka (które, jak się okazało, nie były konieczne), zaczepiliśmy cepkę na hak a ona idealnie schowała się za naszym pikapem - oba pojazdy miały podobną szerokość. Na szczęście do holowania Niewiadówki nie potrzebujemy posiadać prawa jazdy kat. B+E, dlatego z ochotą wsiadłam za kółko „rudej” (ze względu na DMC Navary, konieczny był jednak ViaToll). Przyczepa prowadziła się świetnie i choć nie mam wielkiego doświadczenia w ich holowaniu (to był mój drugi raz) to nie miałam żadnych problemów z poruszaniem się na drodze (na szczęście nie było potrzeby parkować zestawem w kopertę ani wjeżdżać tyłem do garażu, bo wtedy mogłoby być gorzej).

Zwróciliśmy także uwagę, że „w terenie”, tam gdzie mieścił się pikap Nissana, przechodziła także „Enka”. Cepka nie wystaje także dużo ponad dach Navary, co dobrze wróży na przyszłość. Planujemy bowiem wyjazdy bardziej na wschód i południe i to nie koniecznie „po czarnym”.

Jedynym minusem Enki w naszym przypadku były stosunkowo małe koła. Zainstalowano w niej opony mniejsze niż przewiduje producent. Cepka stała za Navarą lekko pochylona do tyłu.  

 

Wada ta uwydatniła się szczególnie podczas podróży powrotnej. Konieczna okazała się przeprawa promowa przez Wisłę w okolicach Kozienic. Jakże zdziwiony był „kapitan” promu, kiedy wciągaliśmy Navarą naszą Niewiadówkę  na jego jednostkę, szorując tylnymi podporami o beton pirsu. Trochę większe koła całkowicie rozwiązałyby ten problem.

 

 

 

 

 

 

Komu możemy polecić taką przyczepę?

Wszystkim tym, którzy nie mają doświadczenia, którzy chcą zacząć swoją przygodę z caravaningiem, którzy mają ograniczony budżet, a przede wszystkim właścicielom małych i lekkich holowników.

A więc – komu w drogę, temu „Niewiadówka”.

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem